niedziela, 7 maja 2017

Przegląd tygodnia

Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, jakie blogi lubię czytać najbardziej. Czy ciekawsze są takie, które zawierają jedynie przepisy? Czy może takie, w których dowiadujemy się czegoś więcej o ich autorze i tym, co robi poza blogowaniem? Jakiego bloga sama chcę prowadzić?

Doszłam do wniosku, że chciałabym połączyć posty z przepisami, z takimi, w których mogę pokazać rzeczy, które nie nadają się na standardowy wpis. Będzie również o jedzeniu, ale też o kosmetykach, książkach i tym, co akurat przyjdzie mi do głowy. Mam nadzieję, że spodobają Wam się takie posty i będzie mi miło, jeśli odniesiecie się do tego pomysłu w komentarzach :) A teraz zaczynam pierwszy z serii wpisów "offtopowych".

Przegląd tygodnia

Na początek chciałabym polecić Wam książkę, którą obecnie czytam:

Pewnie już słyszeliście o tej książce, ale jeśli nie, lub jeśli nie jesteście pewni czy warto ją przeczytać to powiem Wam, że warto. "Duchowe życie zwierząt" jest napisane w przyjemny sposób, dzięki czemu lekko się czyta. Pozwala poznać otaczające nas zwierzęta z zupełnie innej strony i udowadnia, że wcale nie jesteśmy od nich tak różni jak nam się wydaje. Ta lektura utwierdziła mnie w słuszności mojej decyzji o przejściu na weganizm, ale nie jest to książka moralizująca, czy próbująca na siłę nas do czegokolwiek przekonywać. Szczerze polecam każdemu, kto lubi zwierzęta, bo można dowiedzieć się wielu super ciekawych rzeczy, jak na przykład tego, jak mocno wiewiórki kochają swoje młode, które zwierzęta znają swoje imiona, a które lubią się bawić dla samej przyjemności :)

Już wiem, że koniecznie muszę przeczytać pierwszą książkę tego autora - "Sekretne życie drzew".

W majówkę był grill, na którym przekonałam się, że wegańskie grillowanie wcale nie musi być nudne. Nie ma też konieczności kupowania gotowych sojowych kiełbasek. Wystarczy odrobina inwencji i odpowiednie przygotowanie do grillowania, a będziecie mieli furę żarcia. Dodatkowy plus weganizmu? Po raz pierwszy dzień po grillowaniu czułam się dobrze, nie byłam przejedzona, nie czułam się ciężko. Uwielbiam!



 Na tacce przygotowane wcześniej szaszłyki warzywne - cukinia, papryka i cebula zamarynowane wcześniej w oleju z ziołami, solą i czosnkiem. Do tego ziemniaczki i tofu wędzone, które zamarynowałam na ostro, z papryczkami piri piri i sosem sojowym.


A tutaj jedzenie po ugrillowaniu, z dodatkiem prostej sałaty. Wszystkożercy mieli rukolę z suszonymi pomidorami i fetą, ale na szczęście gospodyni odłożyła porcję i dla mnie. Dzięki pysznej oliwie, którą rukola była skropiona wyszło to tak pyszne, że nie mogłam się oderwać.

Następnego dnia obiad z resztek. Z piekarnika wcale nie gorszy niż z grilla. Dorzuciłam do tego kukurydzę, ale szczerze nie polecam kupowania kukurydzy gotowanej na parze, którą można znaleźć w marketach. Tylko świeża smakuje jak trzeba...


Obiad w pracy - rozwalające się kotlety z fasoli z moim ostatnim odkryciem kaszą z warzywami. Czułam się jak w mieście duchów, bo było to 2 maja, kiedy prawie wszyscy byli na urlopie. Ale przynajmniej miałam możliwość w spokoju zjeść obiad, więc nie było źle.

Zdrowe smoothie w wersji dla leniuchów - z mrożonki. Do gotowej mieszanki dorzuciłam dojrzałego banana, sok świeżo wyciśnięty z pomarańczy i trochę soku z kartonu. Wyszło bardzo spoko i na pewno będę chciała to powtórzyć.

Robione ziemniakiem zdjęcie szamponu Cocolicious znalezionego w Hebe. Oznaczony jako Cruelty Free i chyba to przesądziło o jego zakupie. Przyjemnie pachnie, ale słabo nawilża włosy, więc trzeba razem z nim stosować jakąś odżywkę.

Zdjęcie z drogi do pracy. Zawsze fascynują mnie te porzucone furteczki donikąd. Kojarzą mi się ze scenerią do filmu w stylu Alicji w krainie czarów, bo mogłoby to być przejście do innego świata. Chyba jeszcze nie dojrzałam, ale cóż. Warto pielęgnować wewnętrzne dziecko :)

A na koniec wizyta w Krowarzywach i Lokalu Dela Krem. Krowarzywa to miejsce, które od dawna chciałam odwiedzić, ale nie lubię sama chodzić na jedzenie, a w moim otoczeniu nie ma żadnego weganina, a nawet wegetarianina. W końcu znalazła się towarzyszka, która chciała się tam ze mną wybrać i byłyśmy zachwycone. 

Zdecydowałam się na Cieciorexa z dodatkowym serem i papryczkami oraz bazyliową lemoniadę. Towarzyszka jadła Jaglanexa z bekonem i serem, a całość popiła smoothie z imbirem.

Obie byłyśmy zachwycone! Kotlety dobrze doprawione, smaczne sosy i pyszne napoje. Koleżanka miała jedynie problem z bułką - nie wiem, czy to przez wybór białej bułki, czy za rzadki sos koperkowy, ale bułka strasznie się rozlatywała. Moje ciemne pieczywo trzymało się super, ale ja wybrałam majonez, który jest dużo bardziej gęsty i nie namoczył bułki.

Wizyta była udana i sama nie wiem, czy wolę Krowarzywa czy Chwast Food. Chyba muszę jeszcze kilka razy pójść w oba miejsca i spróbować różnych kotletów, żeby wydać miarodajny wyrok :)


Po deser poszłyśmy po sąsiedzku do Lokalu Dela Krem. Na tym kiepskim zdjęciu jest wybrana przeze mnie bajaderka, która była przepyszna. Mięciutka, mocno czekoladowa, no niebo...

Koleżanka próbowała jeszcze rurki z kremem i muffina. Wszystko pyszne i, co mnie zaskoczyło, w normalnych cenach. Polecam Wam odwiedzić to miejsce jak będziecie w Warszawie, a sama na pewno tam wrócę.

Na dziś to tyle, mam nadzieję, że wpis Wam się spodoba, bo na pewno powstaną kolejne w cyklu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz